One Direction

Rozdziały

Rozdział 1. Hej, nazywam się Darcy!

Hej, nazywam się Darcy! Mam czternaście lat. W czerwcu wraz z rodzicami przeprowadziłam się do uroczej wioski na północy Anglii. Miejscowość nosi nazwę Holmes Chapel. Zamieszkaliśmy  w niewielkim, białym domku na przeciwko lokalnej piekarni. Mam teraz duży pokój z widokiem na park, dzięki czemu codziennie mogę podziwiać kwitnące w nim prześliczne, białe róże.  Niestety nie znam tu jeszcze nikogo. No... prawie nikogo.
Wychodząc codziennie rano po świeże, cieplutkie bułeczki do wspomnianej przed chwilą piekarni,  zdążylam poznać całkiem sympatycznego chłopca.  Nazywa się Harry, jest ode mnie o rok starszy. Dorabia sobie pełniąc funkcję sprzedawcy bułek i ciastek.
Harry wyróżnia się dzięki burzy pięknych kasztanowych loków, oraz dużym zielonym oczom. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest naprawdę przystojny. ;)
Hazza (bo tak czasami go nazywam ) :) jest osobą bardzo towarzyską. Zawsze się uśmiecha,  jest miły i pogodny. Wszyscy cenią w nim poczucie humoru. Śmiało można powiedzieć,  że Harry jest wyjątkowo charyzmatyczny. Nie często spotykam tak sympatyczne osoby.
Hazza uwielbia muzykę. Czasem gdy przechodzę obok piekarni, słyszę jak śpiewa.  Ma prawdziwy talent... w jego głosie jest coś w rodzaju lekkiej chrypki. Dzięki temu jest wyjątkowy.
Przez wakacje zdążyliśmy się zakumplować. Teraz będziemy chodzić razem do szkoły.  Bardzo sie z tego cieszę.  Mimo to nie czuję do niego nic poza sympatią.



Rozdział 2. Pierwszy dzień szkoły

No cóż... Chyba już czas zacząć przygotowania do szkoły. - pomyślałam obudzona przez dźwięk budzika. Wstałam, zjadłam śniadanie, ubrałam się, uczesałam i zrobiłam makijaż. Zaczęłam się pakować i niby wszystko było w porządku, lecz po mojej głowie ciągle krążyły jakieś dziwne myśli. Bałam się tam iść. To była już moja szósta szkoła. Rodzice często przeprowadzali się z powodu pracy. Mówili: ''Nie martw się Darcy, wszystko będzie dobrze.'' Jednak ja nie czułam się najlepiej.
   W progu czekała na mnie mama:
-Słuchaj córcia. Czy pamiętasz tę Lucy? Przyjaźniłaś się z nią w dzieciństwie.- pokiwałam twierdząco głową.
-Rozmawiałam z jej rodzicami - kontynuowała - okazało się, że mieszka niedaleko. Będziecie chodzić razem do klasy.
-To świetnie! Nie widziałam jej od tak dawna!- byłam szczęśliwa, ale zarazem poddenerwowana. Zupełnie nie wiem dla czego. Jest szansa odnowić starą znajomość.
     Wyszłam z domu. Po kilku minutach drogi poczułam zimną dłoń na swoim ramieniu. Przerażona krzyknęłam chyba najgłośniej jak tylko mogłam. Usłyszałam cichy, pogodny śmiech i nieco ochrypnięty głos:
-Spokojnie... To ja, Harry... Przecież nic ci nie zrobię.
Heh... Przepraszam... Bardzo mnie przestraszyłeś Hazz...- odpowiedziałam nieco zakłopotana.
-Chodź! Coś ci pokażę. - rzucił stanowczo. Chwycił mnie za rękę i pobiegł tak szybko, że ledwo mogłam za nim nadążyć. Biegliśmy kilka minut przez park. Harry zatrzymał się przy - jak to określił - lasku brzozowym. Oprócz licznych białych drzewek, płynęła tamtędy niewielka rzeczka, przez którą przebiegał drewniany mostek. Wyglądał na dość stary, lecz miał w sobie urok, którego nie umiem dokładniej opisać.
-Pięknie tu, prawda? - zapytał
-Tak...- odparłam niczym otumaniona urokiem tego niezwykłego miejsca.
-Przychodzę tu zawsze gdy chcę pobyć przez chwilę sam. - zwierzał się Harry
-Ale Harry! - krzyknęłam - Co ze szkołą!?
-Ciii... Spokojnie. Zdążymy. - odparł cichym, spokojnym tonem.
-Hazza? Czy ktoś poza tobą zna to miejsce? - powróciłam do poprzedniego tematu.
-Nie... Nie, nikt. Tylko ty.
     Doszliśmy szybko do szkoły. Była tam Lucy. Bardzo się zmieniła... Nie zmieniła się tylko jej pasja - malarstwo.



 Rozdział 3. Stara, nowa znajomość

 Rano obudził mnie dzwonek telefonu.
-Halo? - rzuciłam odruchowo, zaspanym głosem.
-Cześć, to ja. Lucy Simmons. - po drugiej stronie usłyszałam znajomy głos.
-Hej, hej! Co tam u ciebie? - ton mojego głosu od razu stał się weselszy.
-Tak sobie myślałam, czy nie mogłybyśmy spotkać się w parku. - zaproponowała.
-Jasne! Będę za pół godzinki.
-Ok, to pa!
-Pa, pa!
     Zdążyłam szybko pozbierać się do wyjścia. Po drodze natknęłam się na Harrego idącego w stronę piekarni.
-Hej! Miło cię znów widzieć! - objął mnie i szliśmy razem wzdłóż ścieżki. Czułam się jakoś dziwnie... Było to nieznane mi dotąd uczucie. Usiedliśmy na ławce,  oparłam głowę na jego ramieniu. Zaczęliśmy rozmawiać, nie pamiętam już nawet na jaki temat. Lecz wtedy wydażyło się coś, co miało dla mnie ogromne znaczenie. Zdałam sobie sprawę, że to jednak nie tylko sympatia. Że jest jedną z ważniejszych dla mnie osób. Siedzieliśmy tam bardzo długo. Minęły chyba ze dwie, trzy godziny, a Lucy wciąż się nie pojawiała. Zrobiło się dosyć chłodno. Za inicjatywą Harrego postanowiliśmy pójść na gorącą czekoladę. Obok budynku kawiarni ujrzeliśmy Lucy. Siedziała oparta o ścianę, z zapłakaną twarzą ukrytą w dłoniach. Próbowaliśmy ją pocieszać, lecz nie chciała z nami rozmawiać. Powiedziała jedynie, żebyśmy dali jej spokój, po czym wybuchając głośnym szlochem, odbiegła w stronę domu.
Nie rozumiem co się stało, ponieważ nawet nie dała mi takiej szansy...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz